Dwanaście moich ulubionych kosmetyków z 2017 roku

6 stycznia 2018

Rok 2017 obfitował dla mnie w nowe odkrycia kosmetyczne. Poznałam kolejne polskie marki i ich produkty (przyznam się, że nie spodziewałam się, że będzie ich aż tak dużo - ale ja to po prostu uwielbiam!), starając się pokazywać Wam te znaleziska w różnego rodzaju przeglądach kosmetycznych. O niektórzy markach powstały osobne materiały, i już teraz mogę Was zapewnić, że w nowym roku kalendarzowym też tak będzie - niedługo nowe posty o debiutantach ostatnich miesięcy oraz o kolejnych niszowych manufakturach kosmetycznych. Mam też w planach więcej tematycznych przeglądów i zestawień z nowości; mam nadzieję, że Wam się spodobają!

Jako że w minionym roku mogłam spróbować wielu rodzimych kosmetyków na własnej skórze, pomyślałam sobie, że wybiorę złotą dwunastkę - czyli te kosmetyki, z działania których jestem zadowolona najbardziej. Wszystkie z nich to kosmetyki naturalne, które u mnie się fenomenalnie sprawdziły i które w mojej ocenie - patrząc na ich składy i na efektywność - absolutnie warte są swojej ceny. Niektóre z nich na pewno już znacie z bloga - o czterech wspomnę po raz pierwszy dopiero teraz!



1. Eliksir do ciała z serii "Argan&Goat", Secret-Soap (KLIK). Jeden z najfajniejszych i najprzyjemniejszych w stosowaniu kosmetyków do pielęgnacji ciała, jakiego używałam w życiu! Nie jest to typowy balsam, ponieważ ma od niego rzadszą konsystencję - stąd też określenie "eliksir". Kosmetyk błyskawicznie wygładza i nawilża skórę (stosuję go po prysznicu), a także cudownie pachnie (musicie mi uwierzyć na słowo!). Kocham ten zapach, zawsze mi poprawia nastrój! W składzie kosmetyku znajdziemy same dobroczynne dla skóry składniki - m.in. masło shea, olej arganowy, olej avocado i oczywiście kozie mleko, słynące z upiększających właściwości (Kleopatra to jednak miała nosa). Eliksir błyskawicznie się wchłania - czego oczekuję od kosmetyków do ciała - i nie brudzi ubrań. Nie zawiera parabenów, SLES, flatanów, olejów mineralnych i pochodnych ropy naftowej oraz substancji modyfikowanych genetycznie. Stosowałam też serum na twarz, szyję i dekolt z tej samej serii - i również świetnie się u mnie sprawdziło. Po oba kosmetyki będę wracać! Eliksir kosztuje około 75 PLN i jak dla mnie jest bardzo wydajny - od lutego pozostała mi jeszcze mniej więcej 1/3 opakowania, zaznaczyć jednak muszę, że nie mam konieczności stosowania go codziennie - zwykle robię to raz w tygodniu.

2. Regenerujący szampon do włosów suchych, Clochee (KLIK). Szampony to tak naprawdę nowość w ofercie Clochee, która jest jedną z moich ulubionych polskich marek kosmetycznych - jeszcze się nie zawiodłam na jej produktach, a pomalutku testuję kolejne (nie dalej jak wczoraj zamówiłam sobie m.in. balsam do ciała o zapachu kwiatów migdałowych i kolejne opakowanie absolutnie cudownego lekkiego kremu nawilżającego). Szampony i odżywki - w różnych wariantach - swoją premierę miały na początku listopada. W pierwszej kolejności sięgnęłam po regenerujący szampon do włosów suchych - niestety znów mam problem z poziomem hormonów tarczycy, co bardzo silnie odbija się u mnie na włosach (niekorzystanie wpływają też na nie aktualne warunki atmosferyczne i noszona czapka). Nadmierne wypadanie udało mi się już nieco zahamować, natomiast włosy po preparatach ograniczających ich wypadanie były przesuszone, matowe, źle się układały i po prostu nie wyglądały zdrowo. Szampon do włosów suchych Clochee bardzo pozytywnie mnie zaskoczył - nie spodziewałam się tak fajnego efektu już po umyciu. Włosy były bardzo, bardzo przyjemne w dotyku (określiłabym je jako miękkie), łatwo się rozczesywały i po wykorzystaniu całej tubki mogę powiedzieć, że ich kondycja się zauważalnie poprawiła. Produkt ma za zadanie delikatnie oczyścić skórę głowy, odżywić i intensywnie nawilżyć włosy - jak dla mnie producent w stu procentach wywiązał się z obietnic. Szampon - w odróżnieniu od większości rynkowych produktów - zamknięty jest w tubie. Ma dość rzadką konsystencję i przezroczystą barwę oraz bardzo subtelny zapach. Wśród składników aktywnych znajdziemy ekstrakt z Tarczycy Bajkalskiej i ekstrakt z lnu. W styczniu postanowiłam sięgnąć po uzupełniającą odżywkę do włosów suchych. Szampon skończył mi się dość szybko, po kilku tygodniach - włosy myję 2-3 razy w tygodniu, a i mąż mi go regularnie podbierał. U żadnego z nas nie podrażnił skóry głowy i nie wywołał łupieżu. Z racji ceny szamponu (około 67 PLN za tubę o pojemności 200 ml), będę go stosować tylko w sytuacjach naprawdę tego wymagających, tyle że wówczas sięgnę raczej po mniejsze (więc tańsze) opakowanie. Wolę "zainwestować" w sprawdzone już kremy tej marki (i w produkty, których jeszcze nie stosowałam). Jeśli jednak cena w przypadku kosmetyków do włosów nie gra dla Was roli, wypróbujcie szampony Clochee. W ofercie znajdziecie jeszcze delikatny szampon do wrażliwej skóry głowy i oczyszczający szampon do włosów przetłuszczających się.
3. Krem nawilżający z oddychającym podkładem ff fabulous face, Fridge (KLIK). Idealny produkt dla fanek naturalnego makijażu oraz amatorek tak zwanego makijażu no make-up. To pierwszy tego typu rodzimy kosmetyk, który łączy w sobie krem nawilżający z delikatnym podkładem. Producent zapewnia, że "ff natychmiast wyrównuje koloryt skóry, nadaje jej zdrowy wygląd, czyni skórę promienną i rozświetloną, ma świetną przyczepność do skóry i nie pozostawia tłustego filmu" - i jest to prawda. Odcień "0" jest idealny dla osób o bardzo jasnej karnacji, do których i ja należę. Stopień krycia można stopniować - przy pierwszym użyciu miałam wrażenie, że efekt koloryzujący jest zbyt delikatny, dlatego za drugim razem nałożyłam go więcej (w przeciwieństwie do tradycyjnego podkładu, którego tak dużo bym nie nałożyła) i uzyskałam zadowalający, choć nadal subtelny efekt "zdrowej" cery. Oprócz właściwości koloryzujących, kosmetyk świetnie nawilża skórę - zawarty w kremie mocznik aktywnie wiąże wodę w warstwie rogowej. Krem zawiera także zimnotłoczony olej śliwkowy, który obfituje  w kwas oleinowy, kwas linolowy, witaminę E, witaminy z grupy B i beta-karoten. Bogactwo tych składników czyni go uniwersalnym wręcz emolientem dla każdej skóry: zapobiega ucieczce wody z naskórka i przeciwdziała starzeniu się skóry. Kremem ff jestem totalnie zachwycona (i na pewno znów sięgnę po niego na wiosnę i lato, kiedy to staram się nie używać tradycyjnych podkładów) - podobnie jak i innymi świeżymi kosmetykami Fridge, o których więcej napisałam TUTAJ. Krem kosztuje 149 PLN.

4. Regenerujący krem do stóp z krzemem organicznym i borem Silor+B, Invex Remedies (KLIK). Do momentu poznania kosmetyków Invex Remedies (o marce więcej napisałam TUTAJ - jeśli przegapiliście ten wpis, koniecznie nadróbcie lekturę, bo stoi za nią naprawdę niesamowita historia; niesamowite są również składy kosmetyków), miałam swojego faworyta wśród kosmetyków do pielęgnacji stóp. A teraz... ulubieńców mam dwóch. Krem Invex Remedies, oparty na innowacyjnej technologii monojonowej, która zwiększa przenikalność substancji aktywnych przez skórę, naprawdę skutecznie zmiękcza skórę stóp, o które zimą dbam zdecydowanie rzadziej niż latem. Świetnie radzi sobie ze zgrubieniami i drobnymi pęknięciami, choć - by móc uzyskać pożądany efekt - stosuję go kilka dni pod rząd. Wchłania się dość szybko, ma dość gęstą konsystencję, co akurat lubię w kosmetykach do stóp. W składzie kosmetyku znajdziemy m.in. krzem organiczny (który uczestnicy w syntezie kolagenu i elastyny), bor, olej arganowy, olej rycynowy, pantenol i witaminę PP, czyli same dobroczynne substancje aktywne. Producent zapewnia, że krem można także wykorzystać do pielęgnacji innych części ciała, pokrytych twardym lub pękającym naskórkiem (kolana, łokcie). Jestem w stanie założyć, że kosmetyk faktycznie pomoże w trudniejszych przypadkach, na przykład u osób starszych, które nierzadko borykają się z twardą, popękaną skórą stóp, kolan czy łokci. Krem kosztuje 25 PLN za tubę o pojemności 100 ml. Jest bardzo wydajny.

5. Potasowe mydło w piance "Mleko i miód", Herbs&Hydro (KLIK). Jeśli szukacie naprawdę dobrych mydeł do mycia ciała i rąk, koniecznie sięgnijcie po potasowe mydła z manufaktury Herbs&Hydro - polecam szczególnie te w pianie, szczerze je uwielbiam i stosuję nie tylko do mycia dłoni, ale właśnie do mycia ciała czy twarzy. Mają w pełni naturalne składy, nie wysuszają - po prostu są świetne do codziennego stosowania. To takie perły wśród mydeł, drugich takich na rynku nie znajdziecie. Więcej o nich napisałam TUTAJ - zerknijcie! "Mleko i miód" w piance kosztuje 30 PLN.
6. Krem na noc, Lost with Botanicals (KLIK). Ten produkt to mój ulubieniec wśród naturalnych kremów do twarzy (na noc) z kategorii kosmetyków świeżych. Cudownie nawilża i regeneruje cerę, przepięknie pachnie, ma świetny skład (a w nim m.in. woda kwiatowa z płatków kwiatu pomarańczy, olej z pestek jabłek, olej z pestek kiwi, olej z pestek opuncji, olej z pestek żurawiny, olej z pestek perilla, olej z pestek jojoba, ekstrakty z płatków róży stulistnej, z owoców granatu, figi, truskawki, jeżyny, wina, z pestek grejpfruta). Jest absolutnie warty swojej ceny, więc jeśli możecie sobie pozwolić na droższe kosmetyki, nie wahajcie się przed wypróbowaniem go - jestem pewna, że będziecie zadowolone! Więcej o kosmetykach Lost with Botanicals przeczytacie TUTAJ.

7. Pianka do mycia i demakijażu twarzy Foa-m my god!, Alkemie Cosmetics (KLIK). Na ten moment to najlepszy kosmetyk do codziennego oczyszczania twarzy podczas demakijażu, jakiego przyszło mi używać. Jego stosowanie to prawdziwa przyjemność. Skład oparty jest na składnikach myjących pozyskiwanych z Kolibła Egipskiego, Gipsówki oraz orzechów Shikakai; znalazł się w nim również pieprz tasmański o działaniu wyciszającym, przeciwzapalnym i uszczelniającym naczynia krwionośne, kompleks siedmiu ziół oraz składniki intensywnie nawilżające składniki, takie jak naturalne pochodne kwasu L-glutaminowego i przeciwutleniacz ze skrobi grzybów. Trochę obawiałam się reakcji mojej skóry na tak nietypowe składniki (z którymi wcześniej nie miała do czynienia), ale okazało się, że pianka u mnie sprawdza się rewelacyjnie. Nie wystąpiło żadne podrażnienie, wygląd cery znacznie się poprawił. Zapach - cudowny, choć trudny do opisania. Pianka kosztuje około 89 PLN.
8. Masło konopne, Moja Farma Urody (KLIK). Kosmetyki konopne od pewnego czasu robią prawdziwą furorę - a to ze względu na właściwości oleju z nasion konopi, który działa regenerująco, dzięki czemu świetnie sprawdza się szczególnie w pielęgnacji skóry dotkniętej łuszczycą, AZS czy egzemą. Dodatkowo silnie nawilża i odżywia, ma również właściwości antybakteryjne. Być może pamiętacie, że przygotowałam dla Was przegląd polskich kosmetyków konopnych (TUTAJ). Sama z ciekawości sięgnęłam po konopne masło do ciała - wybór padł na masło z Mojej Farmy Urody, o której więcej przeczytacie TUTAJ (warto!). Stosuję go doraźnie u syna, gdy zauważam suche partie na jego rękach i nogach (niestety do tej pory nie wiemy, co takie reakcje wywołuje - zawsze pojawiają się w trakcie uczęszczania do przedszkola), i faktycznie szybko regeneruje skórę (zdecydowanie lepiej/szybciej, niż niektóre apteczne czy drogeryjne specyfiki do skóry suchej i atopowej). Produkt to "czyste" masło z tłoczonego na zimno w podlaskiej tłoczni z oleju z nasion polskich konopi, z dodatkiem witaminy E. Masełko jest tłuste, dobrze rozprowadza się na skórze. Nie pachnie najprzyjemniej na świecie, ale najważniejsze jest to, że jest skuteczne. Obecnie masełko kosztuje 35 PLN.

9. Kojąco-wygładzający peeling do ciała, Vianek (KLIK). Bardzo, bardzo fajny peeling ze zmielonymi pestkami jeżyny i cukrem - zresztą, kosmetyki Vianek w ogóle w większości są bardzo, bardzo fajne. Kosmetyk nie tylko złuszcza martwy naskórek, ale i nawilża za sprawą oleju ze słodkich migdałów - po zastosowaniu peelingu moja skóra jest przyjemnie miękka i gładka. Cieszę się, że Sylveco zdecydowało się na takie, a nie inne opakowania - dzięki temu ze słoiczka możemy wydobyć produkt do końca, co nie zawsze ma miejsce przy peelingach w tubach. Kosmetyk kosztuje około 25 PLN.

10. Odżywczo-kojący krem do rąk, MELLI Care (KLIK). Najlepszy krem do rąk, jakiego do tej pory przyszło mi używać. W końcu jesienią i zimą moje dłonie nie są szorstkie i nie łuszczą się, a odkąd pamiętam, w tych porach roku zawsze miałam z tym ogromne problemy (dodatkowo w dzieciństwie zmagałam się z AZS). Krem świetnie regeneruje i nawilża - to na pewno zasługa składników, wśród których znalazły się masło shea, gliceryna, mocznik, alantoina, ekstrakt z płatków nagietka, olejek z z migdała i olejek z avocado. Kosmetyk ma gęstą konsystencję, ale szybciutko się wchłania. Ma orzeźwiający cytrusowy zapach. Jest bardzo wydajny - po ponad pół roku mam jeszcze połowę opakowania o pojemności 300 ml (około 79 PLN), a po krem sięgam niemal codziennie (czasem kilka razy, ponieważ uwielbiam jego zapach). W torebce noszę jego wersję podróżną (około 24 PLN), po którą też często sięgam poza domem. MELLI Care to także naturalny krem oraz scrub do stóp. Wszystkie produkty stworzono przede wszystkim z myślą o osobach cierpiących na cukrzycę, choroby tarczycy (w tym i na Hashimoto), AZS i łuszczycę, dla których brakowało kosmetyków pielęgnacyjnych opartych na naturalnych składnikach - więcej o marce napisałam TUTAJ.
11. Botaniczny krem na noc z serii "Aqua Virtualle", Organic Life (KLIK). Bardzo lubię kosmetyki Organic Life - od dawna regularnie używam szamponów tej marki, mój mąż z kolei chwali sobie balsam po goleniu (i też używa kolejnego opakowania), a moja mama kremy i różnego rodzaju sera. W ubiegłym roku miałam możliwość przetestować kolejną serię marki - "Aqua Virtualle", opartej na różnego rodzaju botanicznych wyciągach (m.in. z niezapominajki alpejskiej) i "naturalnych emolientach" (takich jak np. olej makadamia, olej avokado czy olej z kiełków pszenicy). Tak naprawdę każdy kosmetyk z tej serii - poza tonikiem do twarzy -  przypadł mi do gustu, i każdy mogłabym pokazać. Wybrałam jednak nawilżający krem na noc, który naprawdę bardzo dobrze pielęgnuje skórę i jest naprawdę przyjemny. Uwielbiam jego zapach i taką kremową konsystencję. Krem kosztuje 65 PLN. 

12. Mydło lniane z olejem migdałowym, SVOJE (KLIK). W minionym roku zdecydowanie częściej sięgałam po mydła w kostkach, do stosowania których chyba w końcu się przełamałam (i tę tradycję kontynuuję - właśnie testuję różane mydło w kostce Purite, które dostałam na prezent). Zachwyciły mnie szczególnie dwa naturalne, ręcznie wyrabiane mydła od marki SVOJE: na maceracie z trawy żubrowej (mój mąż jest jego wielkim fanem) oraz mydło z zimnotłoczonym olejem ze złotego lnu, z dodatkiem m.in. oleju z migdałów, masła shea, oliwy z oliwek i oleju rycynowego. Przyznacie, że świetne połączenie składników, prawda? W dodatku idealne dla osób o wrażliwej skórze i dla dzieci. Mydełko kosztuje 19 PLN.


A jakich polskich kosmetyków Wy używałyście w 2017 roku? 
Które szczególnie przypadły Wam do gustu i dlaczego? 
Z wielką ciekawością czekam na Wasze komentarze!

Zdjęcia: Agnieszka Werecha
- Justyna

author

Justyna Ziembińska-Uzar

Cześć! Nazywam się Justyna Ziembińska-Uzar i od 2012 roku na swoim blogu opowiadam o ciekawych polskich produktach oraz przedstawiam polskie marki. Moją misją jest promocja patriotyzmu konsumenckiego w codziennym wydaniu. Mam nadzieję, że zostaniesz ze mną na dłużej, na nowo odkrywając dla siebie hasło "dobre, bo polskie"!


Udostępnij ten post

12 komentarze :

  1. super, w końcu znalazłam polskie produkty a dzięki Twojemu postowi chętniej po nie sięgnę

    OdpowiedzUsuń
  2. Olejki i kremy z Moja Farma Urody to świetne kosmetyki, i szczerze polecam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Olejki i kremy z Moja Farma Urody to świetne kosmetyki, i szczerze polecam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak zwykle fachowo przygotowany post na blogu, który jest skarbnicą inspiracji dla miłośników polskich produktów. Odkryciem tego roku były (dzięki Tobie) kosmetyki od Lush botanicals. Używam ich od maja i ciągle mnie zachwycają. Miałam okazję porozmawiać z przemiłą Anią na Eko cudach. Kolejne odkrycia to Clochee i Resibo. Wypróbowałam większość produktów tych firm, a od czerwca stałe stosuję Clochee matujący krem spf 50. Ciągle jestem wierna ukochanemu Ministerstwu Dobrego Mydła. To moja pierwsza manufaktura. Polubiłam mydła w piance od Herbs&Hydro i obecnie kończę mleko&miód. Mam i lubię (choć tylko wybrane, bo większość zapachów mi nie odpowiada) produkty Yope. Będę wracała do kosmetyków Miodowej Mydlarni (uwielbiam ich pudry do kąpieli), Iossi, Hagi. Poznałam też, co prawda w próbkach, ale spodobały mi się produkty Natu- krem Królowa pszczół i dezodorant w kremie. Najnowszym moim odkryciem jest pasta do mycia twarzy od Fresh&Natural, którą z przyjemnością używam. W planie na rok 2018 mam poznanie produktów (znów Twój post:) ) Mojej Farmy Urody.
    Pozdrawiam i czekam na kolejne posty o kosmetykach, co nie ukrywam najbardziej mnie interesuje:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Moim kosmetycznym odkryciem jest firma Hagi Cosmetics - scrub z olejkiem z pestek sliwki i olejkiem z nasion chia i drobinami złota - uwielbiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę kiedyś wypróbować ;) Na razie czekam na zamówiony puder do kąpieli z bławatkiem!

      Usuń
  6. Z Twojej listy miałam piankę Alkemie i naprawdę jest cudowna - aksanitan, delikatna ale cudownie myje buzię.

    Poza tym chciałam Ci bardzo podziękować bo dzięki Tobie poznałam dużo polskich, wspaniałych kosmetyków i firm k tak naprawdę dzięki Tobie zaczęła się moja naturalna pielęgnacja :)

    Wszystkiego dobrego w Nowym Roku!

    Pozdrawiam, Patrycja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Patrycjo, bardzo dziękuję - cieszę się, że i Tobie pianka Alkemie przypadła do gustu! Również życzę Ci wszystkiego dobrego w nowym roku! :)

      Usuń
  7. Też jestem fanką mydła żubrowego od Svoje :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Mydełko lniane też jest moim ulubionym :)

    OdpowiedzUsuń
  9. dzięki "polityce" trafiłam na Twoj blog - bardzo przydatny, tez chcę kupować polskie produktu. Ostatnio kupowałam kosmetyki firmy Farmona z Krakowa - dobre, niedrogie, z wysyłką do domu, ale czy faktycznie rodzima produkcja - nie wiem. Pozdrawiam, Jolka

    OdpowiedzUsuń

Komentarze na blogu są moderowane.

NIE PUBLIKUJĘ KOMENTARZY ZAWIERAJĄCYCH LINKI.

Komentarze zawierające treści obraźliwe i złośliwe, a także zawierające reklamy, linki do sklepów i stron firmowych oraz stanowiące wsparcie dla marketingu szeptanego nie będą publikowane.

Moje przeglądy