Krem do rąk Melli Care - produkt miesiąca #05

5 czerwca 2017

Należę do osób, które regularnie borykają się w mniejszym lub w większym stopniu z różnymi problemami skórnymi: suchością naskórka, podrażnieniami, łuszczeniem. W wieku szkolnym zdiagnozowano u mnie AZS, które wówczas leczono głównie objawowo za pomocą sterydów lub popularnych do dziś aptecznych emolientów, w składzie których bardzo często znaleźć można detergenty, parabeny, konserwanty czy oleje mineralne - czyli nic dobrego dla skóry atopowej.

Czasem bywało tak źle, że i sterydy nie dawały szybkiej poprawy, więc na noc obwiązywano mi zgięcia łokci i dłonie bandażami, żebym w przypadku nasilonego świądu mocniej nie rozdrapywała ran. W tamtych czasach powszechnego dostępu do Internetu jeszcze nie było (a gdy się już pojawił, to z pewnością na samym początku trudno byłoby w nim znaleźć cokolwiek wartościowego na temat chorób skóry). Dermatologowi rodzice wierzyli praktycznie w ciemno i jak te barany szli do apteki, zostawiając w nich każdorazowo naprawdę sporą sumę. Nikt nie wspominał o odpowiedniej diecie, o wyeliminowaniu alergenów z najbliższego otoczenia, o nawadnianiu organizmu ani tym bardziej o... naturalnej pielęgnacji skóry.

Po latach mogę powiedzieć, że atopia się u mnie wyciszyła w każdym miejscu z wyjątkiem dłoni. Jesienią, zimą i wczesną wiosną skóra moich dłoni jest sucha, szorstka, łuszczy się - nawet pomimo przyjmowania witamy D i używania rękawiczek na dworze. Dłonie wyglądają nieestetycznie, mam ochotę je schować... Z pewnością na kondycję mojej skóry wpływa choroba Hashimoto oraz niedoczynność tarczycy, które zdiagnozowano u mnie dopiero na studiach, choć wiele wskazuje na to, że miałam z nimi do czynienia znacznie, znacznie wcześniej.

Przez ostatnie lata wypróbowałam wiele kremów do rąk, by znaleźć taki, który nie przyniesie ulgi na chwilę, ale na dłużej. Który długotrwale nawilży skórę i zahamuje łuszczenie. Sięgałam po naprawdę różne kremy - tańsze, droższe, apteczne i drogeryjne, ale żaden nie spełnił w stu procentach moich oczekiwań. Zrobił to dopiero trochę niepozorny naturalny krem do rąk polskiej marki MELLI Care, na który natknęłam się w na początku kwietnia podczas poznańskiej edycji Wolnego Targu. To zdecydowanie najlepszy krem do rąk, jakiego dotychczas używałam i bardzo żałuję, że nie powstał kilka-kilkanaście lat temu. Zanim opowiem, czym się wyróżnia, słów kilka o samej marce, która powstała z myślą o między innymi właśnie takich osobach, jak ja - chorujących na tarczycę i walczących z problemami skórnymi

KOSMETYKI DLA DIABETYKÓW, TARCZYCOWCÓW I NIE TYLKO...


Markę MELLI Care powołała do życia Aleksandra Matysiak, która wcześniej przez wiele lat pracowała w branży kosmetycznej i zauważyła, że większość produktów nie odpowiada w pełni na specjalistyczne potrzeby skóry. Nie bez znaczenia były jej osobiste doświadczenia - chorujący na cukrzycę tata, którego dłonie i stopy wymagają szczególnej pielęgnacji. I choć to właśnie diabetycy stanowili dla pani Oli inspirację do stworzenia profesjonalnych kosmetyków opartych o naturalne składniki, swoje produkty chciała adresować także do osób zmagających się z niedoczynnością tarczycy, chorobą Hashimoto, AZS czy łuszczycą. Takich kosmetyków na rynku wtedy nie było.

Miały być to również kosmetyki idealne dla kobiet w ciąży i dla wszystkich, których skóra reaguje nadmiernie na czynniki atmosferyczne typu wiatr, mróz, słońce lub ulega podrażnieniom podczas pracy zawodowej i użycia rękawiczek oraz detergentów.

Plan udało się zrealizować. Powstała linia obejmująca na ten moment trzy kosmetyki: odżywczo-kojący krem do rąk, zmiękczająco-nawilżający krem do pielęgnacji stóp oraz oczyszczająco-relaksujący scrub solno-cukrowy do dłoni i stóp. Żaden z nich nie zawiera parabenów, alkoholu, SLS, ftalanów, olejów mineralnych i pochodnych ropy naftowej, a także składników modyfikowanych genetycznie (GMO). Zawierają naturalne składniki, takie jak olejek z migdała, olejek z avocado, olej z orzechów makadamia, masło shea, ekstrakt z płatków nagietka, mocznik czy gliceryna. Większość z nich pochodzi z certyfikowanych upraw.
Przy współpracy z doświadczonymi biotechnologami i biochemikami udało mi się stworzyć wspaniałą recepturę z naturalnych surowców, w tym i certyfikowanych, które nie stanowią wypadkowej ingerencji człowieka w naturę, ale właśnie z tej natury się wywodzą. Co więcej, te przyjazne dla skóry składniki aktywne są w każdym z produktów bazą, a nie jedynie dodatkiem do substancji wypełniających. Kwestią oczywistą było dla mnie to, że produkty te powinny być skuteczne, pomagać nie tylko osobom, które posiadają tak specyficzne potrzeby, ale powinny być użyteczne dla nas wszystkich, dbających o swoje dłonie i stopy, ponieważ dłonie są naszą wizytówką, a stopy "noszą" nas każdego dnia.

Aleksandra Matysiak
Warto wspomnieć, że łaciński zwrot "diabetes mellitus" oznacza "cukrzycę", tak więc nazwa marki nie jest przypadkowa. Jeśli macie w rodzinach diabetyków, koniecznie powiedzcie im o kosmetykach MELLI Care - myślę, że wielu z nich szuka właśnie takich naturalnych produktów. Sama miałam w rodzinie osoby chory na cukrzycę i pamiętam, jak fatalnie wyglądały ich dłonie oraz stopy.

ODŻYWCZO-KOJĄCY KREM DO RĄK MELLI CARE


Z Wolnego Targu wróciłam do domu z kremem do rąk i kremem do stóp w małych tubkach (o pojemności 50 mililitrów - idealnie nadają się do damskiej torebki), ale to ten pierwszy z kosmetyków zrobił na mnie oszałamiające wrażenie i szybko zamówiłam pełnowymiarowe opakowanie, postanawiając, że koniecznie muszę go Wam przedstawić na blogu.

Krem długotrwale nawilża skórę dłoni, a także łagodzi podrażnienia. Już jego niewielka ilość "pracuje" na skórze przez kilka godzin - i to naprawdę czuć. Wchłania się błyskawicznie, ma gęstą konsystencję, czyli taką, jaką lubię. Wyróżnia się też naprawdę "ciekawym", orzeźwiającym, cytrusowym zapachem - za sprawą oleju cytrynowego i paczuli.
Jako że tegoroczny kwiecień bardziej przypominał październik, krem testowałam w ekstremalnych dla moich dłoni warunkach. Świetnie poradził sobie z niskimi temperaturami, wysuszeniem skóry przez wiatr i deszcz. Wreszcie znalazłam idealny krem do rąk na jesień i zimę.

Krem zawiera certyfikowane masło shea, znane ze swoich właściwości zmiękczających, łagodzących i ochronnych. Pochodzące z owoców drzew masłosza masło shea zawiera substancje tłuszczowe oraz cenne witaminy A, E i F, a także naturalne filtry chroniące przed promieniowaniem UVB. Gliceryna odpowiada za syntezę włókien kolagenowych i elastylowych. Krem wspaniale koi podrażnioną skórę rąk. Dzięki zawartym w nim olejkom z migdała i avocado skóra szybko się regeneruje. Mocznik silnie ją nawilża, a alantoina i ekstrakt z płatków nagietka łagodzą podrażnienia, pielęgnując skórę szorstką, popękaną i zniszczoną. Jest to naprawdę bardzo skuteczny kosmetyk, z którego będą zadowolone wszystkie osoby zmagające się z problemami skórnymi, i to niezależnie od wieku. Małe tubki, które kupiłam kilka tygodni później na targach Ekocuda w Warszawie, podarowałam ciociom, których dłonie z racji wieku i różnorodnych schorzeń były w naprawdę fatalnej kondycji - krem MELLI Care przyniósł im szybką ulgę i ujął niecodziennym zapachem.

Krem nie należy do najtańszych, ale jeśli sobie przypomnę, ile potrafiłam wydać na polecany przez farmaceutę emolient lub inny krem do rąk, który miał mieć cudowne właściwości, to jego cena nie robi na mnie wrażenia, biorąc jeszcze pod uwagę zastosowane składniki, które również nie są najtańsze. Wygodne i higieniczne (dzięki zastosowaniu pompki) opakowanie o pojemności 300 mililitrów kosztuje 79 złotych, a małe - 24 złote. Zdaję sobie sprawę, że może to być dużo szczególnie dla osób schorowanych, które w pierwszej kolejności muszą wykupić leki, a dopiero później mogą ewentualnie pomyśleć o specjalistycznych kosmetykach. Krem jest jednak bardzo wydajny i myślę, że warto go kupić na przykład w prezencie bliskiej osobie, która ma problemy ze skórą dłoni.

Wszystkie kosmetyki MELLI Care kupicie TUTAJ. Można je znaleźć także na targach kosmetyków naturalnych i profesjonalnych. Co ciekawe, coraz chętniej sięgają po nie kosmetyczki pracujące w różnego rodzaju salonach - być może traficie na jeden z nich.


Zdjęcia: Agnieszka Werecha
- Justyna

author

Justyna Ziembińska-Uzar

Cześć! Nazywam się Justyna Ziembińska-Uzar i od 2012 roku na swoim blogu opowiadam o ciekawych polskich produktach oraz przedstawiam polskie marki. Moją misją jest promocja patriotyzmu konsumenckiego w codziennym wydaniu. Mam nadzieję, że zostaniesz ze mną na dłużej, na nowo odkrywając dla siebie hasło "dobre, bo polskie"!


Udostępnij ten post

0 komentarze :

Prześlij komentarz

Komentarze na blogu są moderowane.

NIE PUBLIKUJĘ KOMENTARZY ZAWIERAJĄCYCH LINKI.

Komentarze zawierające treści obraźliwe i złośliwe, a także zawierające reklamy, linki do sklepów i stron firmowych oraz stanowiące wsparcie dla marketingu szeptanego nie będą publikowane.

Moje przeglądy