Moje rozczarowania kosmetyczne 2016

29 stycznia 2017

Jeśli śledzisz mojego bloga, wiesz, że w codziennej pielęgnacji staram się stosować przede wszystkim kosmetyki bez szkodliwych substancji w składzie, takich jak parabeny, silikony, PEG-i, oleje mineralne, substancje ropopochodne czy SLS. Wydawać by się mogło, że produkty o tak przyjaznych skórze składach nie powinny uczulać czy podrażniać... A jednak czasem uczulają podrażniają czy odstręczają swoim "naturalnym" zapachem.

W poprzednim wpisie (TUTAJ) pokazałam Ci moje kosmetyczne odkrycia 2016 roku, czyli skuteczne preparaty od polskich marek, z działania których jestem bardzo zadowolona i których regularnie używam. Dziś przedstawię Ci moje kosmetyczne ROZCZAROWANIA z ubiegłego roku.

Nie spodziewałam się, że te kosmetyki się u mnie nie sprawdzą - wiele internautek wypowiada się o nich w samych superlatywach. Choć są to głównie kosmetyki naturalne, niestety nie zostaną ze mną na dłużej...

Pamiętaj, proszę, że opinie o kosmetykach są zawsze subiektywne - każda z nas ma skórę o innych potrzebach, inne problemy zdrowotne i wymagania co do kosmetyków. To, że dany kosmetyk nie sprawdził się u mnie nie znaczy, że nie sprawdzi się u Ciebie!

1. NATURALNY KREM ZE ŚLUZEM ŚLIMAKA DO TWARZY ORIENTANA (Orientana) - azjatyckie kosmetyki, w tym te z dodatkiem śluzu ślimaka, stały się niezwykle popularne wśród Polek, nic więc dziwnego, że polscy producenci coraz częściej sięgają po ten składnik do produkcji swoich kremów - a śluz ślimaka od wielu lat jest składnikiem cenionym w kosmetologii. Głęboko odżywia skórę, regeneruje ją. Szczególnie dobrze działa na blizny i przebarwienia, które rozjaśnia, oraz na trądzik. Rodzimej produkcji krem ze śluzu ślimaka stosowałam zanim stało się to modne. Konkretnie chodzi o krem Snails Garden. Borykałam się wówczas z trądzikiem na tle hormonalnym, który ten krem świetnie wyciszał, a dodatkowo dobrze nawilżał skórę. Potem zaszłam w ciążę i do preparatów ze śluzem ślimaka wróciłam dopiero latem ubiegłego roku. Najpierw w moje ręce trafiła próbka serum Healthy Skin od polskiej firmy Natural Cosmetics. Niestety musiałam z niego szybko zrezygnować, ponieważ po każdej aplikacji potwornie szczypały mnie oczy. Byłam bardzo zdziwiona reakcją swojego organizmu. Skład kremu jest krótki, a śluz ślimaka stanowi w nim ponad 98%. Nie spodziewałam się, że reakcja mojego organizmu może być jeszcze gorsza - dopóki nie postanowiłam użyć próbki naturalnego kremu ze śluzem ślimaka od Orientany. Po nałożeniu kremu moja twarz momentalnie zrobiła się cała czerwona. Policzki potwornie piekły, były gorące. Nie wiedziałam, czy już jechać na SOR, czy jeszcze poczekać - nigdy czegoś takiego nie przeżyłam. Te dwa przypadki sprawiły, że nie mam ochoty na kolejne testy kremów ze śluzem ślimaka (a z polskich mogłabym jeszcze wypróbować kosmetyki od Elfa Pharm). Nie słyszałam jednak o uczuleniu na śluz ślimaka, dlatego do dziś zastanawiam się, którego składnika z obu kremów moja skóra nie toleruje. Do tej pory nigdy nie wystąpiła u mnie reakcja alergiczna na żaden inny kosmetyk...
Opis kosmetyku od producenta: Całkowicie naturalny krem z optymalną zawartością wysokoskoncentrowanego, najlepszej jakości, oczyszczonego śluzu ślimaka. Ma szerokie spektrum działania - intensywnie regeneruje, ujędrnia, optymalnie i długotrwale nawilża każdy rodzaj cery. Krem efektywnie pomaga w walce ze starzeniem się skóry, zwiększając jej uelastycznienie, jędrność i wygładzając zmarszczki. Skutecznie redukuje przebarwienia, szczególnie plamy pigmentacyjne i wspomaga niwelowanie blizn. Wyrównuje koloryt cery.

2. ENZYMATYCZNY PEELING DO TWARZY SYLVECO (Sylveco) - nie cierpię peelingów ziarnistych do twarzy, obojętnie czy grubo- czy drobnoziarnistych. Od wielu miesięcy stosuję Delikatny Peeling Enzymatyczny Dermo Exfoliator od Lirene, jednak gdy tylko pojawił się na rynku peeling enzymatyczny Sylveco, wiedziałam, że muszę go wypróbować. Bardzo lubię kosmetyki tej marki. Do sięgnięcia po ten kosmetyk zachęcił mnie skład bogaty m.in. w olej ze słodkich migdałów, masło kakaowe, masło shea czy w alantoinę. Spodobało mi się także eleganckie opakowanie. Niestety peeling Sylveco potwornie mnie rozczarował i pożegnałam się z nim już po pierwszej aplikacji. Po pierwsze - odrzucił mnie zapach, za który chyba jest odpowiedzialny dodatek olejku z trawy cytrynowej, za którym nie przepadam. Po drugie - konsystencja produktu. Peeling Lirene ma postać kremu i jest dostępny w jednorazowej saszetce. Bezproblemowo rozprowadza się na skórze i łatwo zmywa. Peeling Sylveco był dość zbity, trudno było go wydobyć z pojemniczka, nałożyć na twarz i zmyć. Musiałam dość mocno pocierać twarz. Nie, nie, nie - i jeszcze raz nie. Przynajmniej nie dla mnie.
Opis kosmetyku od producenta: Preparat złuszczający działający w oparciu o proces proteolizy martwych komórek naskórka. Wyjątkowa formuła, bogata w silnie odżywcze i nawilżające oleje oraz masła, pozwala zachować 100% aktywność enzymów bromelainy i papainy. Peeling delikatnie, ale skutecznie rozpuszcza martwe, zrogowaciałe komórki, wygładza i poprawia strukturę skóry, ujednolica koloryt cery. Dzięki tylko powierzchownemu działaniu nie podrażnia, może być stosowany w przypadku nadwrażliwości i rozszerzonych naczynek, u osób które nie tolerują zabiegów mechanicznych i/lub eksfoliacji kwasami.

3. PŁYN MICELARNY RESIBO (Resibo) - wiem, że ten płyn dla wielu kobiet to ideał. Po pozytywnych opiniach podeszłam do niego entuzjastycznie, tym bardziej że bardzo lubię płyny micelarne, na co dzień używam wyłącznie ich (nie lubię mleczek czy toników); jestem też zadowolona z kremu ultranawilżającego do twarzy od Resibo. Niestety ten płyn nie przypadł mi do gustu. Aplikator w formie atomizera to według mnie nie jest dobry pomysł. Utrudnił mi aplikację produktu i wydłużył czas przeznaczony na cowieczorne oczyszczanie skóry. U mnie kończyło się na odkręcaniu butelki i wylewaniu odpowiedniej ilości płynu na płatek kosmetyczny. Jeśli chodzi o zmywanie makijażu, miałam wrażenie, że płyn jest taki jakby "suchy" - trudno mi to oddać słowami, ale po prostu demakijaż przy jego użyciu był dla mnie bardzo uciążliwy. Niemniej nie podrażnił, nie spowodował reakcji alergicznej.
Opis kosmetyku od producenta: Nasz płyn micelarny skutecznie zmywa makijaż. Zawiera również substancje, które nawilżą Twoją skórę: sól kwasu mlekowego, roślinny propanediol i glicerynę. Wzbogaciliśmy go w d-panthenol, który wspiera regenerację naskórka i łagodzi podrażnienia. Dodatkowo wyciąg z szałwii lekarskiej działa przeciwzapalnie i antybakteryjnie oraz zmniejsza przepuszczalność naczyń krwionośnych.

4. BALSAM DO RĄK MIÓD I BERGAMOTKA YOPE (Yope) - chyba każdy, kto interesuje się nowościami na polskim rynku kosmetycznym, zna już markę Yope. Choć debiutowała dość niedawno, na dobre zagościła w wielu domach - szczególnie pod postacią mydeł do rąk i mineralnego mydła kuchennego. Skórę dłoni mam bardzo wymagającą - zmagam się z łagodną postacią AZS, dodatkowo choroba tarczycy nie pozostaje bez wpływu na kondycję skóry na całym ciele. Nieprzyjemne objawy, czyli suchość i łuszczenie się skóry nasilają się w okresie jesienno-zimowym, choć nie przebywam na dworze bez rękawiczek, choć nie zmywam bez rękawiczek i pomimo zażywania witaminy D. Markę Yope cenię za ekologiczne środki do sprzątania, których używam na co dzień. Figowe mydło do mycia rąk również jest świetne. Po dobrym odbiorze tych produktów nie sądziłam, że nie będę zadowolona z balsamu. A jednak. Dopóki było jeszcze w miarę ciepło i dopóki świeciło słońce, balsam utrzymywał moje dłonie w dobre kondycji. Niestety gdy skończyła się złota polska jesień, balsam już tak dobrze na moją skórę nie działał - stawała się ona coraz bardziej szorstka, zamiast coraz bardziej nawilżona i wygładzona. Dziwne - zważywszy na skład (m.in. olej z oliwek, olej arganowy, gliceryna, masło shea, ekstrakt z miodu). Nie do końca przypadł mi do gustu także zapach balsamu oraz opakowanie. Duża butelka o pojemności 500 ml - na pierwszy rzut oka rewelacja. Wystarczy na wiele aplikacji. Pompka, estetyczna etykieta - super, można postawić na biurku przy komputerze i korzystać w razie potrzeby. Niestety akurat w moim egzemplarzu pompka się po prostu zepsuła. Nie dało rady jej ponownie zamocować (odskakiwała), a wydobywanie kremu bezpośrednio z butelki na dłoń stało się uciążliwe, balsam trafił więc do śmietnika. Choć nie jestem zadowolona z tego kosmetyku, mam ochotę wypróbować krem do rąk w tubce Yope o zapachu herbaty i mięty (to tegoroczna nowość marki).
Opis kosmetyku od producenta: Do balsamu dodaliśmy cztery naturalne olejki roślinne i ekstrakt z miodu. Dlaczego? Bo olejki tsubaki i z oliwek zmiękczają oraz wygładzają szorstką skórę dłoni, a organiczne olejki arganowy i kokosowy pomagają jej w regeneracji oraz wzmacniają. Ekstrakt z miodu, dzięki zawartości witamin B6, B12 i C, naturalnych antyoksydantów, kwasów AHA i protein ma działanie wygładzające i odżywcze. Kosmetyk zawiera też organiczne masło shea, które zapobiega przesuszeniu naskórka i uelastycznia go, witaminę E chroniącą komórki przed zbyt szybkim starzeniem oraz nawilżającą glicerynę. Balsam nie zawiera silikonów, syntetycznych barwników, parabenów i olei mineralnych.

5. DWUFAZOWY PŁYN DO DEMAKIJAŻU OCZU ENILOME HEALTHY BEAUTY DERMOSENSILO (Floslek dla marki własnej Doz.p) - przy okazji zakupów w aptece sieci Doz.pl, mój wzork natrafił na półkę z kosmetykami Enilome - marki własnej Doz.pl, za produkcję której odpowiada Floslek. Od dłuższego czasu szukam polskiego zamiennika dwufazowego płynu do demakijażu oczu od francuskiej Mixy, która jest świetna - błyskawicznie zmywa wodoodporny makijaż (a używam tylko wodoodpornej kredki i wodoodpornego tuszu do rzęs) i nie podrażnia oczu. Niestety płyny takich marek jak Ziaja czy Lirene kompletnie się u mnie nie sprawdzają. Przystępna cena skusiła mnie do zakupu płynu Enilome - kupiłam z ciekawości, a nuż faktycznie zastąpi u mnie Mixe. Niestety ten płyn okazał się jak dotąd najgorszym płynem dwufazowym, jaki kiedykolwiek miałam - w ogóle nie poradził sobie z wodoodpornym makijażem, oczy mnie po nim momentalnie zaczęły szczypać... Jedno wielkie rozczarowanie. Po pierwszym użyciu płyn trafił do kosza. W tym roku planuję sięgnąć po płyn Nacomi i Paese - może któryś z nich zostanie ze mną na dłużej.
Opis kosmetyku od producenta: Szybkie i skuteczne usuwanie nawet wodoodpornego makijażu oczu. Pielęgnacyjna formuła zawiera łagodzący wyciąg ze świetlika lekarskiego. Bezpieczny przy szkłach kontaktowych. Oczyszcza rzęsy i powieki. Zawiera wyciąg ze świetlika lekarskiego i Panthenol.

Mam nadzieję, że nie trafiłaś w ubiegłym roku na polskie kosmetyki, które Cię rozczarowały. Jeśli jednak jest jakiś produkt rodzimego producenta, który z jakiegoś powodu się u Ciebie nie sprawdził, podziel się ze mną swoją opinią w komentarzu.


Niektóre linki odsyłające do konkretnych produktów w powyższym poście to linki afiliacyjne. Jeśli za ich pośrednictwem dokonasz zakupu, otrzymam z tego tytułu niewielką prowizję, która nie wpływa na cenę produktu.
- Justyna

author

Justyna Ziembińska-Uzar

Cześć! Nazywam się Justyna Ziembińska-Uzar i od 2012 roku na swoim blogu opowiadam o ciekawych polskich produktach oraz przedstawiam polskie marki. Moją misją jest promocja patriotyzmu konsumenckiego w codziennym wydaniu. Mam nadzieję, że zostaniesz ze mną na dłużej, na nowo odkrywając dla siebie hasło "dobre, bo polskie"!


Udostępnij ten post

21 komentarze :

  1. Moje rozczarowanie: płyn do kąpieli Biały Jeleń. Niby hipoalergiczny a zaczął szczypać w oczy po kontakcie z okolicami oka. Piekło tak mocno, ze musiałam szybko spłukiwać wodą z kranu. Nie polecam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja skóra zareagowała dokładnie w ten sam sposób na krem pod oczy ze śluzem ślimaka Orientana. Próbkę kremu otrzymałam przy okazji zakupu innych produktów. Tydzień temu, niedługo przed ważnym wyjściem, wklepałam krem pod oczy rozszerzając aplikację też na górną część policzków. Po chwili w miejscu aplikacji pojawiły się czerwone piekące place. Byłam zszokowana, zmyłam warstwę kremu i nałożyłam na skórę swój sprawdzony krem. Jednak nawet pod warstwą podkładu kryjącego trudno mi było ukryć powstałe placki. Wypiłam też podwójną dawkę Calcium Alergo. Na szczęście przez następnych kilka godzin przebywałam w niskiej temperaturze, co w pewnym stopniu złagodziło przykrą dolegliwość. Nigdy więcej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, czyli nie jestem jedyną. Również wzięłam od razu lek przeciwalergiczny.

      Usuń
  3. A ja właśnie słyszałam, że śluz ze ślimaka jest bardzo alergizujący :/

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja peelingiem Sylveco jestem zachwycona! Już prawie uzależniona. Dla mnie bomba!:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. probowalam rozne peelingi enzymatyczne, ale Sylveco jest moim ulubionym. Dla mnie tez bomba!

      Usuń
  5. Skoro odstawiłaś krem ze śluzem ślimaka na czas ciąży, to oznacza to,że nie wolno go wtedy używać?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najlepiej zapytać producenta. Ja w ciąży nie miałam żadnych problemów z cerą 😉

      Usuń
  6. A ja nie lubię balsamu do rąk Yope za to, że okropnie pocą się po nim ręce, kiepsko się wchłania, przez co powoduje ogromny dyskomfort...

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziś użyłam kremu że śluzem ślimaka marki orientalna. O mało nie pojechałam na pogotowie takiej dostałam alergii na twarzy. Ustąpiło po wypiciu 3 wapna. SUPER WIELKANOC nigdy więcej!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi przykro :( Dobrze, że nie musiałaś spędzić Świąt na SOR.

      Usuń
    2. Ja również dziś ucierpiałam po Orientanie :( Pomogła maść z wit. A, zaczerwienienie szybko ustąpiło. To chyba jakiś inny składnik kremu uczula, bo wcześniej miałam krem bb Skin79 ze ślimakiem, esencję Benton i kilka próbek ślimakowych kremów, ze wszystkiego byłam bardzo zadowolona. Szkoda, echch :(

      Usuń
    3. Witam ☺Wczoraj zakupiłam krem orientane.. . pierwsza aplikacja boskooo A dzisiaj masakra 😏 cała twarz czerwona 😏 60 dych w plecy ..szkoda tak liczyłam na ten krem. Mam straszne plamy na twarzy po słońcu, myślałam że pomoże na przebarwienia ..szkoda .pozdrawiam

      Usuń
  8. U mnie podobnie po kremie ze śluzem ślimaka [Orientana] : / Zakremowane miejsca mocno różowe i piekące. Po zmyciu kremu i przespanej nocy cera wróciła do dosyć normalnego wyglądu, ale po samej aplikacji źle to wyglądało.

    OdpowiedzUsuń
  9. Wlasnie uzylam probke kremu ze sluzu slimaka odeszlam od lustra nagle poczulam gorac na twarzy cala twarz byla czerwona, natychmiast to zmylam. Nigdy tak nie mialam.

    OdpowiedzUsuń
  10. To samo. Moja córka używa i jest wszystko ok.

    OdpowiedzUsuń
  11. Dokładnie to samo miałam z kremem ze śluzem ślimaka z Orientany. Pracowałam wtedy w sklepie z naturalnymi produktami i zawitała do nas przedstawicielka handlowa marki Orientana. Dała nam różne próbki, między innymi właśnie krem ze śluzem ślimaka pod oczy, oraz do twarzy. Jeszcze tego samego dnia, gdy zmyłam makijaż nałożyłam krem na twarz. Moja skóra zareagowała momentalnie, stała się czerwona, gorąca, piękąca, czułam się jakby moja twarz została oblana żrącym kwasem, lub dosłownie stanęła w płomieniach. Od razu wsadziłam głowę pod zimną wodę i czym prędzej zmyłam ten nieszczęsny krem, następnie nakładając na podrażnioną twarz delikatny krem dla dzieci, który ukoił skórę.
    Wtedy założyłam, że winowajcą mógł być kwas glikolowy, którego krem zawierał dużo, a ja wcześniej chyba nic z owym kwasem nie używałam. Nigdy nic nie wywołało u mnie tak złej reakcji na jakikolwiek kosmetyk w całym moim życiu, a używałam chyba większości tych dostępnych na naszym i nie tylko naszym rynku. Do tej pory nie wiem czy faktycznie była to reakcja na kwas glikolowy, czy też nie. Nie mam pojęcia co mnie tak potężnie uczuliło w tym kremie, ale dopóki nie przeczytałam Twojego wpisu i komentarzy myślałam, że tylko mnie to spotkało, teraz jednak widzę, że nie jestem jedyna. Zaczęłam po latach szukać informacji o śluzie ślimaka, wiedząc, że to jedyne co wywołuje u mnie tak silną reakcję alergiczną, gdyż jestem zainteresowana tonikiem z 7% zawartością kwasu glikolowego i nie jestem pewna, czy to na pewno on wywołał podrażnienie, czy też może sprawcą było coś innego. Nie wiem czy zaryzykować i kupić ten tonik, by sprawdzić to na własnej skórze, najwyżej tracąc pieniądze, czy sobie to odpuścić bez sprawdzania, a założyć że wszystkiemu jest winien kwas glikolowy. Dziękuję bardzo za wpis :) pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  12. Dzisiaj użyłam również próbki kremu że śluzem ślimaka z orientany i moja twarz również zaczęła płonąć żywcem, masakra... A warto wspomnieć, że raczej żadne kremy mnie nie uczulają.

    OdpowiedzUsuń
  13. Ojej! Mi Orientana sluzy bardzo... ba! Nawet śmiem twierdzić, ze to jeden z moich ulubionych kremow. Szkoda, ze Tobie się nie sprawdził :(

    OdpowiedzUsuń
  14. Również po wyżej wspomnianym kremie wystąpiło mi zaczerwienienie, przy pierwszym użyciu również mrowienie i pieczenie. Przeczytałam ten wpis https://www.orientana.pl/podraznienie-czy-alergia/ i dam mu jeszcze szansę, faktycznie nigdy wcześniej nie używałam kosmetyków naturalnych ze śluzem ślimaka, może moja skóra musi się przyzwyczaić. U mnie po jakimś czasie zaczerwienienie znika a skóra jest idealna dlatego nie chce z niego od razu rezygnować :)

    OdpowiedzUsuń

Komentarze na blogu są moderowane.

NIE PUBLIKUJĘ KOMENTARZY ZAWIERAJĄCYCH LINKI.

Komentarze zawierające treści obraźliwe i złośliwe, a także zawierające reklamy, linki do sklepów i stron firmowych oraz stanowiące wsparcie dla marketingu szeptanego nie będą publikowane.

Moje przeglądy