Moja marka Różowa Wieża. Anita Wójtowicz i jej karty edukacyjne

20 kwietnia 2020

Ta nieśmiało uśmiechająca się osoba na zdjęciu to Anita Wójtowicz - żona, mama, socjolog, terapeuta, pedagog oraz... pomysłodawczyni inspirowanych pedagogiką Montessori zestawów kart edukacyjnych pod marką RÓŻOWA WIEŻA. Od trzech lat rodzice i nauczyciele wykorzystują je do wspólnej zabawy z dziećmi - ja i mój przedszkolak również należymy do fanów Różowej Wieży! Karty oczywiście powstają w całości w Polsce.

Wybrane zestawy prezentowałam Wam na blogu już kilkukrotnie, ale tym razem postanowiłam oddać głos Anicie - poprosiłam ją, żeby opowiedziała mi o początkach swojej marki, o pracy nad kartami i o nowościach, które właśnie pojawiły się w sklepie! Serdecznie zapraszam Was do przeczytania zapisu naszej rozmowy!
A na końcu czeka na Was mała niespodzianka - kod rabatowy na zakupy! ;)


MOJA MARKA RÓŻOWA WIEŻA.
ANITA WÓJTOWICZ I JEJ KARTY EDUKACYJNE


Justyna Ziembińska-Uzar, Kupuję Polskie Produkty: Anito, nie wszyscy moi czytelnicy znają stworzone przez Ciebie pod marką Różowa Wieża karty edukacyjne, choć na blogu przy okazji poruszania tematu polskich zabawek i akcesoriów dla dzieci prezentuję je niemal od samego początku, czyli od 2017 roku. Uważam, że są świetne, a mój syn od tych trzech lat regularnie po nie sięga. Opowiedz o nich, proszę.
Anita Wójtowicz, Różowa Wieża: Bardzo miło mi to słyszeć! Różowa Wieża to przede wszystkim karty edukacyjne. Nie takie standardowe - są to karty trójdzielne, których idea zaczerpnięta została od Marii Montessori. To, co wyróżnia te karty, to prostota i estetyka wykonania. Karty służą do rozszerzania słownictwa metodą Marii Montessori. Młodszym dzieciom pomagają rozwijać i utrwalać słownictwo, a dla starszych są wsparciem w nauce czytania.

Na czym polega zabawa lub - jak mówią niektórzy - praca z kartami? Dla dzieci w jakim wieku są dedykowane?
Dla dzieci zabawa jest właściwie pracą, jaką wykonują każdego dnia, więc na jedno wychodzi (śmiech). Z założenia karty dedykowane są dla dzieci w wieku okołoprzedszkolnym, czyli od 2 do 6 lat, chociaż niektórzy zabawę zaczynają z pomocą opiekuna nieco wcześniej. Moja córka miała właśnie 1,5 roku, kiedy przygotowałam jej pierwszy zestaw kart do zabawy i spodobało jej się to na tyle, że każdego dnia do niego wracała i domagała się więcej.

Pomysłów na zabawę jest chyba nieskończenie wiele, o czym przekonują mnie niejednokrotnie zdjęcia podsyłane przez rodziców na Instagramie. O niektórych z nich nawet nie myślałam, projektując karty. Podstawowa instrukcja do pracy znajduje się wewnątrz każdego opakowania – jest to tak zwana lekcja trójstopniowa. Brzmi dość abstrakcyjnie, ale tak naprawdę każdy rodzic korzysta z niej nieświadomie. Takich najprostszych zabaw można wymienić kilka - dopasowywanie realnych przedmiotów do kart, znajdowanie tych samych kart, kategoryzowanie, gra w memory, wstęp do nauki czytania. W ofercie mamy zestawy prostsze i trudniejsze; można je również ze sobą łączyć, aby podnieść poprzeczkę. Przygodę z kartami zawsze polecam rozpocząć od najprostszych zestawów, czyli "Warzyw" i "Owoców", a w przypadku najmłodszych dzieci - od trzech wybranych kart, a nie całego setu. Ważne, aby poziom trudności dostosować indywidualnie do dziecka - tak, aby miało ono szansę skupić się, wykonać zadanie i poczuć satysfakcję z zabawy. Wtedy, tak jak moja córka, chętnie wróci i poprosi o więcej podobnych aktywności. Warzywa i owoce w zestawach zostały dobrane tak, aby były dostępne przez praktycznie cały rok w naszych sklepach, czyli na kartach znajdziemy zdjęcie jabłka i banana, ale już nie np. truskawki. Dobrze jest najpierw zaprezentować dziecku te prawdziwe owoce, a potem pokazać je na karcie. Pozwoli to na utrwalenie faktu, że zdjęcia przedstawiają realnie istniejące obiekty. Przechodząc potem do bardziej abstrakcyjnych elementów, dziecko będzie miało już te informacje zakodowane.
Czyli karty rosną wraz z dzieckiem?
Można tak powiedzieć. To, co je odróżnia od podobnego typu zestawów, to ich uniwersalność. Z każdego z nich z powodzeniem skorzysta np. zarówno dwulatek, jak i jego sześcioletnia siostra - każdy w sposób dostosowany do swojego wieku i umiejętności. Dla miłośników zwierząt oferujemy zestawy prezentujące różne ich grupy - od gospodarskich, które dodatkowo wspomagają naukę wyrazów dźwiękonaśladowczych, przez ptaki miejskie i zwierzęta lasu, po zwierzęta zamieszkujące poszczególne kontynenty. Póki co wydaliśmy już zwierzęta Afryki, Europy i niedawno Australii. W planach mamy pozostałe kontynenty i pasującą do nich mapę, ale wszystko po kolei. W ubiegłym roku ofertę rozszerzyliśmy również o cykle rozwojowe owadów - motyla i pszczoły, które uczą o niezwykłych przeobrażeniach tych istot. Zestawy te dostępne są w kompletach ze wspomnianymi figurkami, aby dodatkowo uatrakcyjnić dzieciom przekazywaną wiedzę. Dużo tego, a to wciąż nie jest cała nasza oferta.

Kiedy pierwszy raz zetknęłaś się z pedagogiką Marii Montessori i kiedy w Twojej głowie pojawił się pomysł, by produkować karty edukacyjne na szerszą skalę?
O Marii Montessori zapewne słyszałam już na studiach, ale opracowana przez nią metoda wychowawcza nie zajęła wtedy mojej uwagi. Tematem zaczęłam interesować się głębiej w trakcie ciąży, kiedy to zaczęłam szukać wskazówek, jak przygotować pokój dla nowego członka rodziny. Spodobała mi się wówczas idea pedagogiki montessoriańskiej mówiąca o tym, aby otoczenie było minimalistyczne i przystosowane do małego człowieka. Z natury lubię porządek, więc wizja zagracenia przestrzeni przez dziecięce, grające i plastikowe zabawki przyprawiała mnie o gęsią skórkę. Poza tym mam kilkoro przyjaciół, którzy uczą w szkołach Montessori, więc od czasu do czasu temat wracał do mnie w naturalny sposób. Natomiast pomysł na to, aby wprowadzić na polski rynek takie karty pojawił się, jeśli mnie pamięć nie zawodzi, podczas drugiej ciąży. Córka niezmiennie chciała zabaw z kartami, najlepiej nowymi, a ich przygotowanie, czyli znalezienie pomysłu, odpowiednich zdjęć, potem ich wydrukowanie i zalaminowanie zajmowało mi sporo czasu. Przed sobą miałam kolejny poród i obowiązki związane z opieką nad noworodkiem, zaczęłam więc szukać gotowych kart do kupienia, aby oszczędzić czas. Ku mojemu zdziwieniu, nikt nie oferował tego typu produktów. To właśnie wtedy w mojej głowie zaświtała myśl, by zapełnić tę lukę na rynku produktów dla dzieci. Myśl ta kiełkowała kilka dobrych miesięcy, aby rok później ujrzeć światło dzienne w postaci marki Różowa Wieża. Z perspektywy czasu uważam, że był to bardzo szalony pomysł, aby mieć w domu dwoje małych dzieci i dodatkowo startować z zupełnie nowym pomysłem praktycznie od zera. Produkt został jednak od początku gorąco przyjęty przez rodziców, którzy zaczęli polecać karty dalej, co dodawało energii do kolejnych działań i rozwoju.
Jak myślisz - skąd tak pozytywny odbiór?
Myślę, że to, iż karty przyjęły się na rynku i są tak dobrze odbierane przez dzieci i rodziców wynika przede wszystkim z tego, że powstały one z realnej potrzeby. To nie było tak, że jakaś mądra głowa usiadła i zaczęła myśleć, co by tutaj wyprodukować, żeby się dobrze sprzedawało. Produkt w pełni wypłynął z obserwacji mojej córki, jej potrzeb i zainteresowań. Obecnie oferujemy już ponad dziesięć zestawów kart, przy czym wszystkie zbudowane są w podobny sposób. To, co je wyróżnia, to przede wszystkim minimalizm i estetyka wykonania. Karty są duże i sztywne, pokryte przyjemną w dotyku i nieodbijającą światła folią, a użyta czcionka pozbawiona jest zbędnych ozdobników. Zdjęcia i grafiki możliwie wiernie odzwierciedlają rzeczywistość, a poszczególne obiekty - zwierzęta, owoce, instrumenty etc. - zostały przedstawione na białym tle. Wszystko to ma ułatwiać dzieciom identyfikację realnych przedmiotów, eliminować rozproszenie uwagi oraz doskonalić sztukę skupienia. Podczas projektowania kart kierowaliśmy się postulatem Marii Montessori, aby przygotowywać dzieciom otoczenie, które pobudza je do nauki i zabawy oraz odpowiada na dziecięcą ciekawość i chęć poznawania świata. Marzył mi się produkt prosty, minimalistyczny, taki, który będzie wspierał skupienie uwagi u dzieci i prezentował im otaczający je świat bez przekłamań. Kiedy oglądałyśmy z córką książeczki z mówiącymi warzywami i owocami, które miały oczy i ręce, obserwowałam jej zdziwienie i niezrozumienie. Ponieważ sporo czasu spędzałyśmy na zabawach w kuchni i doskonale wiedziała, że marchewka oraz ziemniak nie mówią i nie poruszają się, wprowadzało to do jej świata niepotrzebne zamieszanie.

Bardzo zależało Ci, żeby produkcja kart na każdym etapie miała miejsce w Polsce, prawda?
Nawet przez chwilę nie rozważałam produkcji za granicą, po prostu chciałam stworzyć produkt "made in Poland". Poza tym na miejscu miałam dużo większy zakres kontroli nad produktem, a zależało mi, żeby mieć pewność, że będzie on spełniał wszystkie moje założenia i wymogi, oraz że będzie bezpieczny dla dzieci. Dodatkowo - może nie od samego początku, ale na pewno obecnie - poza produkcją w kraju ważne jest dla mnie również możliwie ekologiczne podejście do działania. Nie po to wprowadziliśmy papierowe wypełnienie paczek i papierowe taśmy, aby zlecać produkcję na innym kontynencie i zostawiać tak duży ślad węglowy po zbędnym transporcie.

To bardzo dobre podejście, cieszę się, że wspomniałaś o tym aspekcie! Anito, a jak wygląda praca nad stworzeniem zestawu kart edukacyjnych? Skąd czerpiesz pomysły, kto Ci pomaga?
Pomysły nie rodzą się w bólach, mam spisanych ich bardzo dużo i ciągle pojawiają się kolejne, natomiast stworzenie finalnego produktu to ogrom czasu, wysiłku i często stresu. Na początku myślałam, że to bułka z masłem (śmiech). No bo co tam: wybrać kilka zdjęć, odpowiednio wyjustować, podpisać, wydrukować - i gotowe. Jednak powstawanie nowego zestawu to długi i żmudny proces, w który zaangażowanych jest kilka osób.

Kiedy zapada decyzja o temacie kolejnego zestawu, najpierw zbieram jak najwięcej danych. Weźmy jako przykład zestaw "Instrumenty". Po pierwsze zapoznaję się z informacjami, czym w ogóle są instrumenty, jakie istnieją i jak je dzielimy - wszystko po to, aby zyskać ogólną wiedzę w temacie i następnie z sensem dokonać wyboru, co właściwie zestaw powinien prezentować. Potem, kiedy mniej więcej już wiem, czego chcę, zaczynam najtrudniejszą część pracy, czyli poszukiwanie odpowiednich zdjęć, co wbrew pozorom łatwe nie jest. A bo nie ta perspektywa, a bo nie te kolory, a niektórych zdjęć zwyczajnie jeszcze nikt nie wykonał. Ponadto przykładamy dużą wagę do poprawności merytorycznej zestawów, tak aby nie pomylić altówki ze skrzypcami, słonia afrykańskiego z azjatyckim czy wróbla z mazurkiem. Takich niuansów jest bardzo dużo, dlatego do każdego z zestawów pozyskujemy osobę, która jest w danym temacie specjalistą i bierze udział w tworzeniu zestawu oraz zatwierdza jego poprawność merytoryczną. Nie stoi za mną grono ekspertów, jak to bywa w dużych wydawnictwach, jednak ma to swoje plusy. Zawsze na konsultanta wybieram osobę, która nie tylko jest w temacie, ale dany obszar stanowi jej rzeczywistą pasję. Praca nad zestawem przyjmuje wtedy inną jakość, a ja nie muszę martwić się zbyt dużą liczbą szczegółowych pytań np. o to, czym różni się larwa od gąsienicy, jaki kształt czółek mają motyle oraz czy poprawnie jest używać określenia "cykl życiowy", czy może "cykl rozwojowy". Kiedy już mam roboczo wyselekcjonowane zdjęcia, przesyłam je wraz z opisem pomysłu do wstępnej oceny. Zazwyczaj po tej wymianie informacji następują znaczne zmiany pierwszej wizji i tworzy się zarys wersji ostatecznej, którą przesyłam czasem jeszcze dwu- lub trzykrotnie do oceny. Na koniec skalujemy poszczególne obiekty w ramach danego zestawu, tak aby - na ile to możliwe - pokazywały skalę, aby np. lemur nie był wielkości żyrafy. Dopiero w tym momencie mogę dokonać zakupu zdjęć i przesłać je do mojej współpracowniczki, która zajmuje się stroną graficzną naszego projektu. A to wciąż jeszcze długa droga, zanim karty ostatecznie trafią do druku, a finalnie do sklepu i sprzedaży.

Droga jest długa, ale po dotarciu do mety masz chyba sporo satysfakcji. Niektóre zestawy już stały się bestsellerami - mam na myśli przede wszystkim "Narządy wewnętrzne człowieka".
Tak, "Narządy wewnętrzne człowieka" okazały się topowym zestawem ubiegłego roku. Od początku istnienia Różowej Wieży chciałam stworzyć zestaw, z którym można będzie pracować w połączeniu z kompletami figurek marki Safari Ltd., których fanką jest moja córka. Jest to pierwszy zestaw, który w komplecie ma również plakat edukacyjny, ponieważ staram się, aby zestawy były możliwie użyteczne. A jeśli rozmawiamy z dziećmi o wnętrzu naszego ciała, to fajnie jest pokazać im, gdzie poszczególne narządy się znajdują. Dodatkowo stworzyliśmy woreczki do przechowania figurek, które nie tylko pomagają utrzymać porządek w dziecięcych szufladach, ale również poszerzają możliwości zabawy - dziecko może np. odgadywać kształt poszczególnej figurki bez patrzenia, poprzez dotyk.

Drugim topowym produktem jest zestaw "Zwierzęta gospodarskie", który poza standardowymi możliwościami zabawy, wspiera dzieci w utrwalaniu wyrazów dźwiękonaśladowczych, których opanowanie jest kamieniem milowym w rozwoju mowy dzieci. Niesłabnącym zainteresowaniem cieszą się również zestawy prezentujące zwierzęta zamieszkujące dany kontynent. Wiosną na prowadzenie wychodzą również zestawy pokazujące przeobrażenia owadów, czyli cykl rozwojowy motyla oraz pszczoły.
Do kart oferujecie także akcesoria.
Poza kartami edukacyjnymi stworzyliśmy pudełko do ich ekspozycji. Pokazanie kart poza ich opakowaniem zachęca dzieci do pracy i zabawy z nimi. Zdecydowanie łatwiej jest sięgnąć dziecku po ustawione na wysokości jego oczu karty i zacząć z nimi pracować samodzielnie bądź z udziałem rodzica niż zainicjować zabawę kartami leżącymi w opakowaniu w jednej z wielu domowych szuflad. Pedagogika Montessori zachęca do przygotowania dziecku otoczenia, które będzie bodźcem do podejmowania rozwijających aktywności. Pudełka zostały skonstruowane tak, aby w łatwy i estetyczny sposób wyeksponować karty, zachęcając dziecko do zabawy nimi. Ułatwiają one prezentację kart na półkach dziecka, usprawniają ich przenoszenie przez dziecko, a jednocześnie po skończonej aktywności wspierają utrzymanie porządku, ponieważ od razu wiadomo, gdzie karty mają swoje miejsce.

Ponadto około roku temu do oferty włączyliśmy również figurki edukacyjne znanych marek, póki co niestety zagranicznych. Swoją drogą dostrzegam, że to kolejna luka na naszym rynku, którą można wypełnić. Brakuje na przykład figurek typowo polskich ptaków. Rozszerzenie asortymentu sklepu było odpowiedzią na zapytania rodziców o produkty, które pojawiały się na zdjęciach w naszych mediach społecznościowych. Wyszliśmy naprzeciw zapotrzebowaniu, aby karty i pasujące do nich figurki można było zakupić w jednym miejscu, oszczędzając zarówno na czasie, jak i kosztach wysyłki.
Różowa Wieża na ten moment to mała firma, którą samodzielnie rozwijasz, a mimo to angażujesz się w akcje charytatywne. Dołożyłaś swoją cegiełkę do ratowania zwierząt w Australii - myślę, że warto się tym pochwalić.
Cegiełkę dołożyli przede wszystkim klienci, którzy wzięli udział w akcji. To było dość spontaniczne działanie spowodowane sytuacją klimatyczną na świecie i pożarami w Australii, które czasowo zbiegły się z ukończeniem prac nad zestawem ze zwierzętami tego kontynentu. Zamiast zrobić obniżkę cen z okazji premiery nowego produktu, zdecydowałam, że z każdego sprzedanego zestawu oddamy 5 złotych na australijską organizację ratującą chore i ranne zwierzęta. Dodatkowo w sklepie dostępne były miniaturowe liczmany, ze sprzedaży których całość środków trafiła do tej organizacji. W sumie zebraliśmy ponad tysiąc złotych. Dla jednych to pewnie mało, dla innych całkiem sporo, ale ja się bardzo cieszyłam z rezultatów. Pomaganie innym jest satysfakcjonujące i zawsze było wplecione w moje życie i pracę, więc myślę że wychodzi dość naturalnie. Nie była to nasza pierwsza akcja charytatywna i mam też nadzieję, że również nie ostatnia.
Anito, w każdym kolejnym roku przygotowujesz nowości dla swoich klientów. Czy możesz zdradzić, nad czym obecnie pracujesz?
Praktycznie cały czas łączę pracę nad bieżącymi sprawami z pracą nad rozwijaniem oferty. Na okres wiosny przygotowałyśmy trzy nowości. Są to cykl rozwojowy biedronki, cykl rozwojowy fasoli - te dwa zestawy są już dostępne w sklepie - oraz od dawna przeze mnie wymarzone owady, które najprawdopodobniej trafią do sprzedaży w maju. Przed Dniem Dziecka natomiast chciałabym wypuścić zupełnie nowy produkt, ale póki co szczegóły zachowuję dla siebie, szczególnie że od marca - w związku z pandemią - wszyscy mamy niepewną wizję przyszłości i trudno jest snuć dokładne plany. Zobaczymy, co fajnego wyjdzie z tego pomysłu.
Życzę, żeby pomysł nabrał realnych kształtów w zaplanowanym przez Ciebie terminie! Na koniec chciałabym Cię jeszcze prosić, żebyś zaspokoiła moją ciekawość: dlaczego "wieża" i dlaczego "różowa"?
To bardzo proste. Różowa Wieża to jedna z bardziej charakterystycznych pomocy montessoriańskich dla dzieci w wieku przedszkolnym. To takie dziesięć klocków, sześcianów, z których każdy kolejny jest dokładnie centymetr większy od poprzedniego. Pomoc ta uczy dzieci o wielkości przedmiotów, pozwala je porównywać oraz wprowadzać pojęcia mały - duży, mniejszy - większy. Kiedy zdecydowałam, że tworzymy karty i musimy mieć logo oraz nazwę sklepu, to w głowie miałam właśnie różową wieżę i chciałam w pewien sposób do niej nawiązać. A że proste rozwiązania są najlepsze, nawiązanie jest możliwie najprostsze.

Bardzo dziękuję za rozmowę - i z niecierpliwością czekam na kolejne zestawy kart!


Wszystkie zestawy kart edukacyjnych kupicie w sklepie
www.RozowaWieza.pl
UWAGA! Do końca kwietnia na hasło "KPP" kupicie wszystkie nieprzecenione zestawy 10% taniej!
Zdjęcia: materiały Różowa Wieża
- Justyna

author

Justyna Ziembińska-Uzar

Cześć! Nazywam się Justyna Ziembińska-Uzar i od 2012 roku na swoim blogu opowiadam o ciekawych polskich produktach oraz przedstawiam polskie marki. Moją misją jest promocja patriotyzmu konsumenckiego w codziennym wydaniu. Mam nadzieję, że zostaniesz ze mną na dłużej, na nowo odkrywając dla siebie hasło "dobre, bo polskie"!


Udostępnij ten post

0 komentarze :

Prześlij komentarz

Komentarze na blogu są moderowane.

NIE PUBLIKUJĘ KOMENTARZY ZAWIERAJĄCYCH LINKI.

Komentarze zawierające treści obraźliwe i złośliwe, a także zawierające reklamy, linki do sklepów i stron firmowych oraz stanowiące wsparcie dla marketingu szeptanego nie będą publikowane.

Moje przeglądy