Fridge by yDe - pierwsza w Polsce i na świecie marka ekstremalnie naturalnych, świeżych kosmetyków

22 listopada 2017

Starzyński Dwór - malowniczo położona kaszubska wieś, należąca od końca XIII wieku do cystersów oliwskich. Zakonnicy do 1772 roku prowadzili w niej gospodarstwo owocowo-zielarskie, a także dwór pełniący funkcję sanatorium dla podupadłych na zdrowiu braci. Późniejsze dzieje folwarku w Starzyńskim Dworze - po sekularyzacji klasztoru - były dość burzliwe. Przeszedł on w ręce rządu pruskiego, który najpierw go wydzierżawił, a następnie sprzedał rodzinie Grassów, która w miejscu dworu wybudowała neogotycki pałac. Spłonął on jednak w 1942 roku, zaś pozostałe ruiny zostały rozebrane [1, 2]. Do czasów nam współczesnych zachowało się jednak kilka obiektów z dawnego folwarku pocysterskiego, które kilkanaście lat temu - wraz z polami uprawnymi - kupiła pani Magdalena Beyer.

Już wtedy, po dziesięciu latach spędzonych na opracowywaniu koncepcji różnych marek, intensywnie myślała nad wykorzystaniem zdobytego doświadczenia do stworzenia własnej marki kosmetycznej, nad którą miałaby pełną kontrolę - poczynając od składu, który idealnie pielęgnowałby jej wrażliwą, skłonną do podrażnień cerę, źle znoszącą obecność alkoholu czy konserwantów w stosowanych preparatach, skończywszy na designie opakowań. 

Pani Magdalena marzyła o kosmetykach w pełni naturalnych, pozbawionych substancji uznawanych za szkodliwe - takich, które wówczas nie były dostępne na rynku i o których chyba nikomu się nawet nie śniło. To były naprawdę szalone marzenia jak na tamte czasy. Wiele osób nie wierzyło, że kiedykolwiek pani Magdalenie uda się je spełnić i opracować tak nowatorskie receptury kosmetyków, ale przecież - jak powiedział Walt Disney - "Jeśli potrafisz o czymś marzyć, potrafisz także tego dokonać". Pani Magdalena postanowiła więc działać.

I tak z jej marzeń narodziła się marka ekstremalnie naturalnych kosmetyków FRIDGE BY YDE, a wraz z nią w branży kosmetycznej powstała nowa kategoria - kategoria kosmetyków świeżych o krótkiej dacie ważności, które najlepiej czują się... w lodówce, o czym przypomina już ich sama nazwa. Kosmetyków dogłębnie odżywiających skórę nie tylko od zewnątrz, ale i od wewnątrz, i stymulujących jej naturalne procesy odnowy. Kosmetyków, które można by określić mianem najlepiej zbilansowanego i najlepiej przyswajalnego "pokarmu dla skóry". Nie bez przyczyny są one przedstawiane na zdjęciach na talerzu i obok łyżeczki ;)

Fridge to rewolucja w świecie kosmetycznym. Stworzyliśmy produkt, jakiego nie było. Świeże kremy prosto z lodówki. Receptury tworzone przez nasz zespół są jak receptury mistrzów sztuki kulinarnej na najbardziej wyszukane dania! Kremy fridge są jak... świeże jedzenie dla skóry.

Starzyński Dwór odegrał w całym procesie - i odgrywa nadal - niebagatelną rolę. Pani Magdalena, całkowicie zakochana w tym miejscu, postanowiła podtrzymać tradycję cysterskich upraw. To właśnie tam hodowane są dzisiaj nie tylko zioła i kwiaty, wykorzystywane do produkcji kosmetyków Fridge, ale i dzika róża (odmiana Rosa Rugosa), określana mianem królowej całej plantacji (a ma ona blisko 30 hektarów powierzchni)! Z nasion ukrytych w jej owocach w wyniku tłoczenia na zimno powstaje niezwykle cenny w witaminy i antyoksydanty olej, który stał się podstawą wielu receptur kosmetyków Fridge, w tym dla pierwszego kremu różanego 1.1 face the cream. Z kolei z płatków dzikiej róż Fridge uzyskuje olejek eteryczny o przepięknym aromacie.

Wybrane kosmetyki Fridge kilkukrotnie pokazywałam Wam w moich przeglądach kosmetycznych - o samej marce możecie też co nieco przeczytać w katalogu polskich marek kosmetyków naturalnych. W końcu jednak, śledząc od kilku lat rozwój marki, zachęcona pozytywnymi opiniami internautek i blogerek, których rekomendacjom ufam, sama postanowiłam sprawdzić, jak skrywane w urokliwych buteleczkach z ozdobnymi brylancikami kosmetyki Fridge zadziałają na moją skórę, a przy okazji dowiedzieć się o marce czegoś więcej.

FRIDGE BY YDE - POLSKIE EKSTREMALNIE NATURALNE KOSMETYKI

Prace nad pierwszym kremem - bestsellerowym 1.1 face the cream - trwały aż dwa lata. Pani Magda musiała otoczyć się gronem biologów i biotechnologów, którzy uwierzyli w jej pomysł na stworzenie kosmetyków "ekstremalnie naturalnych", wolnych od konserwantów i od alkoholu etylowego, bogatych za to w działające dobroczynnie na skórę naturalne składniki. Udało się, a Fridge stało się pierwszą marką świeżych kosmetyków nie tylko w Polsce, ale i na na świecie, która niebawem będzie świętować swoje dziesięciolecie! Dziesięć lat obecności na bardzo konkurencyjnym rynku kosmetycznym z tak niecodziennymi produktami na mnie osobiście robi ogromne wrażenie i świadczy o tym, że są to kosmetyki, po które klientki wracają - bo najlepiej odpowiadają na potrzeby ich skóry.

Kosmetyki Fridge powstają we własnym laboratorium w sterylnych warunkach z czystych mikrobiologicznie składników, w niewielkich partiach. Składniki roślinne pochodzą z upraw ekologicznych z Polski lub z północy Europy. Wśród nich - obok oleju różanego - można wymienić m.in. olej migdałowy, olej awokado, olej arganowy, olej z pestek dyni, olej rokitnikowy, ekstrakt z kawy arabica, olej ryżowy, ekstrakt z bławatka czy hydrolat różany. Wszystkie oleje tłoczone są na zimno. Nie były też testowane na zwierzętach. Każde opakowanie danego kosmetyku jest ręcznie napełniane i opatrzone naklejką z podpisem osoby, która je napełniała oraz z datą.

Przechowywane w lodówce, kosmetyki Fridge zachowują one swoją świeżość przez dwa i pół miesiąca. Warto mieć jednak świadomość, że - mimo zachowania szczególnych warunków produkcji - jeden na mniej więcej trzysta kosmetyków może się zepsuć przed upływem daty ważności. Jeśli taka sytuacja zaistnieje, kosmetyk zostanie wymieniony na nowy.

Składniki, na bazie których powstają receptury kosmetyków Fridge, są szczególnie starannie dobierane pod kątem ich działania na skórę o różnych wymaganiach. Nie muszę chyba dodawać, że działają one na skórę w zupełnie inny sposób niż składniki syntetyczne - pozwalają jej "oddychać", nie zaburzają jej pracy; naprawdę poczujecie różnicę, przechodząc z kosmetyków z substancjami syntetycznymi na kosmetyki naturalne. W kosmetykach Fridge zawarte są również wyłącznie naturalne filtry UV, na przykład masło shea.

Do produkcji kosmetyków konwencjonalnych stosuje się w większości syntetyczne tłuszcze pochodzenia petrochemicznego, parafiny i silikony, które pokrywają skórę filmem podobnym do gumowej rękawiczki, zaburzając przez to jej funkcje. Co więcej, nawet najlepsze składniki aktywne rozpuszczone w oleju pochodzenia syntetycznego nie wnikają w głąb skóry, tylko pozostają na jej powierzchni. Fridge nie stosuje syntetycznych tłuszczy pochodzenia petrochemicznego, parafiny i silikonu, ani też konserwantów chemicznych, które budzą zaniepokojenie u wielu naukowców.

W parze z dbałością o najwyższą jakość kosmetyków idzie również dbałość o środowisko naturalne - Fridge prowadzi program wymiany opakowań, na swojej ekologicznej plantacji nie używa nawozów, a rośliny zbierane są ręcznie i suszone metodą tradycyjną.


MOJE SPOTKANIE Z FRIDGE

Obecnie w ofercie Fridge znajduje się ponad trzydzieści różnorodnych kosmetyków do twarzy i ciała - nie są to jedynie kremy, ale i sera olejowe, masełka, peelingi, balsamy, preparaty do pełnego demakijażu i oczyszczenia skóry. Nie są to też jedynie kosmetyki dla kobiet - panowie mogą sięgnąć po miętowy krem wygładzający smooth operator, stworzony na bazie oleju migdałowego, oraz po  krem przeciwzmarszczkowy skomponowany na bazie oleju z orzechów makadamia face time. Z myślą o najmłodszych opracowano balsam rumiankowy 0.1 little people cream, który nawilża, zmiękcza i uspokaja delikatną dziecięcą skórę. Niektóre kosmetyki pojawią się tylko sezonowo, jak na przykład koloryzujący balsam do ciała pełen złotych drobinek.

Ja sięgnęłam po trzy kosmetyki Fridge: po krem do twarzy 1.0 silky mist, krem wyrównujący koloryt ff.1 fabulous face oraz po krem do ciała 2.2 rosy body.
Krem do twarzy 1.0 silky mist to lekki, nawilżający krem do cery normalnej. Dzięki zawartości oleju ryżowego, bogatego w kwasy tłuszczowe, które wzmacniają barierę naskórkową i zapobiegają utracie wody, świetnie nawilża. W oleju zawarte są także przeciwutleniacze łagodnie zapobiegające powstawaniu zmarszczek, a także tokotrienol o właściwościach przeciwnowotworowych. Krem jest rzeczywiście "lekki" - błyskawicznie się wchłania, nie pozostawia tłustej warstwy, dobrze sprawdzi się do nawilżenia skóry przed nałożeniem makijażu. Subtelnie pachnie. Bardzo go polubiłam. Krem można stosować dwa razy dziennie, rano i wieczorem.


Bardzo ciekawił mnie ff.1 fabulous face - pierwszy tego typu kosmetyk na polskim rynku. Jest on połączeniem oddychającego, delikatnego podkładu z kremem nawilżającym, czyli takie 2w1 albo dla leniwych, albo dla wymagających ;) Przyznam się, że bałam się, iż kosmetyk - mimo zapewnień, że dopasowuje się do każdego odcienia skóry - będzie dla mnie i tak zdecydowanie za ciemny. Mam dość jasną karnację i jeszcze nie natrafiłam na krem koloryzujący, który wyglądałby naturalnie na mojej twarzy.

Okazało się, że w przypadku ff.1 fabulous face efekt koloryzujący można stopniować, dlatego produkt świetnie sprawdzi się u kobiet, które na co dzień preferują makijaż typu no make-up. Albo nie lubią mocniejszego krycia. Albo mają problem z dobraniem odcienia podkładu tradycyjnego.

Muszę przyznać, że po pierwszym użyciu nie byłam nim zachwycona tym kosmetykiem - miałam wrażenie, że efekt koloryzujący jest zbyt delikatny, dlatego za drugim razem postanowiłam nałożyć nieco więcej kremu, i to był strzał w dziesiątkę! Wydaje mi się, że uzyskałam dość subtelny efekt, a przy tym nie miałam wrażenia, że mam niczym nie pokrytą twarz; muszę jednak dodać, że krem stosowałam na skórę bez partii wymagających mocniejszego kamuflażu.

Krem przyjemnie się rozprowadza (podkład drogeryjny nakładam beauty blenderem, ff.1 fabulous face - palcami) i szybko wtapia w skórę. Nie spowodował u mnie świecenia czy reakcji alergicznej - co zdarzało się przy kremach koloryzujących innych polskich marek. Nie ubrudził też ubrań. Same plusy!

Plusem jest też skład, więc myślę, że ff.1 fabulous face zachwyci osoby, które szukają naturalnego kosmetyku koloryzującego. W kremie zawarte są naturalne glinki bogate w minerały takie jak krzem, żelazo, magnez i wapń, a także mocznik wiążący wodę w warstwie rogowej i zimnotłoczony olej śliwkowy, obfity w kwas oleinowy, kwas linolowy, witaminę E, witaminy z grupy B i beta-karoten. 


Z całej trójki jednak zdecydowanie moim numerem 1 jest krem do ciała 2.2 rosy body o przepięknym, odprężającym, niezbyt intensywnym różanym zapachu. Stworzono go na bazie oleju różanego, wody różanej i olejku różanego. Cudownie nawilża i odżywi skórę, błyskawicznie się wchłania, nie lepi się do ubrań i ich nie brudzi - uwielbiam go stosować po prysznicu na wilgotną jeszcze skórę, choć tak naprawdę każda pora dnia jest dla niego dobra ;) Nie jest to typowy balsam, więc kosmetyk nie jest bardzo gęsty, ale też jego konsystencja nie jest zbyt rzadka - bardzo nie lubię lejących się balsamów. Jest po prostu idealna! Kolor i zapach ma taki, że za każdym razem, gdy po niego sięgam, mam ochotę go zjeść - serio ;)

Do zamówienia otrzymałam jeszcze kilka próbek - 1.9 serum bomb, krem pod oczy 1.4 eye, peeling do twarzy 1.6 i krem do twarzy 4.4 face the green (powtórzył się jeszcze krem 1.0.) Nie zdążyłam jeszcze wypróbować wszystkich z nich, ale mogę Wam opowiedzieć o peelingu. Prawdę mówiąc, gdy odkręciłam ten malutki słoiczek, zastanawiałam się, czy faktycznie w środku jest peeling, co już mnie nastawiło dość pozytywnie do tego produktu - od dawna stosuję głównie peelingi enzymatyczne, nie przepadam za zmywaniem tradycyjnych peelingów. Tutaj w słoiczku znalazłam kremową białą masę, w której dopiero po nałożeniu na skórę wyczułam ścierające drobinki. Peeling opracowano na bazie krzemionki, ekstraktu z bławatki i olejku z bergamoty. Ma bardzo ciekawy zapach, nie jest za mocny - ziarenka krzemionki są malutkie. Nie podrażnił, nie uczulił - będę go stosować na zmianę z peelingami enzymatycznymi.

Powiem Wam, że naprawdę fajnie mieć świadomość, że "karmi się" skórę czymś dla niej najlepszym - wtedy nie przeszkadza nawet konieczność kursowania między łazienką a lodówką w kuchni ;) Samo zaś nałożenie schłodzonego kosmetyku działa na mnie bardzo orzeźwiająco.

Fridge potrafi zaskoczyć nie tylko składem kosmetyków swoich produktów. Kosmetyki przyszły do mnie zapakowane w bardzo oryginalną torebkę - torebkę bąbelkową. Jeszcze nigdy takiej nie widziałam (trochę żałuję, że jej nie umieściłam na zdjęciach) i do głowy by mi nie przyszło w taki sposób wykorzystać tego rodzaju folię ;) Oczywiście jest to torba wielokrotnego użytku. Na samej stronie internetowej produkty nie trafiają też do wirtualnego koszyka, ale właśnie do torebki.

FRIDGE - EAU DE PARFUM...

Frige z mojego bloga możecie znać z jeszcze jednego miejsca - z katalogu perfum, wód perfumowanych i toaletowych. Marka ma bowiem w swojej ofercie aż jedenaście niezwykle oryginalnych zapachów, które dodatkowo urzekają mnie swoimi nazwami (moje ulubione nazwy, działające mocno na wyobraźnię, to "Don't follow me", "Between words" i "Lost passenger") oraz wyglądem flakonów - koniecznie je obejrzyjcie TUTAJ.

Perfumy, tak jak wszystkie produkty Fridge, są w stu procentach naturalne - bo skomponowane wyłącznie z naturalnych składników, absolutów i olejków eterycznych. Wśród nut zapachowych można znaleźć między innymi zielone liście pomidora, mrożony kwiat lotosu na liściach mięty czy... paprocie w oparach whisky i cedru! Tajemnicą jest egzotyczny kwiat, który wchodzi w skład bazy zapachu Dont't follow me.

Jak mnie zapewniono - ponieważ nie miałam jeszcze przyjemności wypróbowania tych perfum - zapachy Fridge są bardzo trwałe. Na zamówienie wykonywane są perfumy w pomadzie (czyli do smarowania) Don't follow me. Substancje zapachowe są w nich rozprowadzone w maśle roślinnym.

Myślę, że następnym razem sięgnę po próbki trzech najbardziej kuszących mnie kompozycji: Between words (jaśmin z pieprzem i mandarynkami), yDe 7 (błękitny i różowy lotos) i właśnie Lost passanger. A może Święty Mikołaj przeczyta ten post i przyniesie mi któryś z zapachów w prezencie? ;)


FRIDGE - POZNAJ I POKOCHAJ!

Jeśli zainteresowały Was kosmetyki Fridge i mieszkacie lub bywacie w Warszawie, koniecznie wstąpcie do salonu firmowego, który mieści się przy ulicy Mikołaja Kopernika 6, czyli niemal w samym ścisłym centrum stolicy (niedaleko dworca Warszawa Centralna).

Na miejscu będziecie mogły zapoznać się we wszystkimi dostępnymi w aktualnej ofercie kosmetykami Fridge - i wypróbować je na własnej skórze. W salonie są oczywiście dostępne również testery perfum. Salon jest czynny od poniedziałku do piątku od godziny 11 do 19, a także w soboty od godziny 11 do 15.

Jeśli jednak osobista wizyta w salonie firmowym nie wchodzi w grę, nie musicie od razu kupować pełnowymiarowych opakowań, których ceny znacznie przewyższają ceny popularnych kosmetyków drogeryjnych. Sięgnijcie najpierw po próbki wybranych kosmetyków, które kosztują od kilkunastu do kilkudziesięciu złotych.

Obecnie na internetowej stronie marki (TUTAJ) pojawiły się także vouchery prezentowe na kwotę 150 złotych i 250 złotych - jeśli więc szukacie pomysłu na oryginalny prezent, to taki voucher może być świetnym rozwiązaniem na gwiazdkowy podarunek dla bliskiej osoby.


Jestem bardzo ciekawa, czy miałyście - i mieliście - okazję wypróbować kosmetyki lub perfumy Fridge, a jeśli tak, które z nich? Dajcie znać w komentarzach. Jeśli nie, napiszcie, które Was najbardziej zainteresowały i co sądzicie o samym koncepcie marki!



Zdjęcia: Agnieszka Werecha
Źródła dotyczące Starzyńskiego Dworu: [1], [2]
- Justyna

author

Justyna Ziembińska-Uzar

Cześć! Nazywam się Justyna Ziembińska-Uzar i od 2012 roku na swoim blogu opowiadam o ciekawych polskich produktach oraz przedstawiam polskie marki. Moją misją jest promocja patriotyzmu konsumenckiego w codziennym wydaniu. Mam nadzieję, że zostaniesz ze mną na dłużej, na nowo odkrywając dla siebie hasło "dobre, bo polskie"!


Udostępnij ten post

2 komentarze :

  1. Miałam od nich dwa kremy - dla mnie rewelacja ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja jako technolog i kosmetolog nie do końca popieram czas trzymania kosmetyków w lodówce. Jest to moje osobiste zdanie. Uważam że kosmetyki bez konserwantów powinny być przechowywane w lodówce maksymalnie 2 tygodnie.
    Zwykły konsument nie jest w stanie stwierdzić czy produkt został już zainfekowany przez bakterie czy nie, bo najczęściej nie widać tego od razu gołym okiem.
    Dodatkowo pamiętajmy, że w lodówce nie trzymamy tylko samych kosmetyków ale także inne produkty więc nie jest to miejsce sterylnie czyste. Proponowałabym opakowanie zawsze schować w woreczek strunowy i dopiero umieścić w lodówce :)
    W każdym bądź razie pomysł na markę jest niszowy :)

    OdpowiedzUsuń

Komentarze na blogu są moderowane.

NIE PUBLIKUJĘ KOMENTARZY ZAWIERAJĄCYCH LINKI.

Komentarze zawierające treści obraźliwe i złośliwe, a także zawierające reklamy, linki do sklepów i stron firmowych oraz stanowiące wsparcie dla marketingu szeptanego nie będą publikowane.

Moje przeglądy